Tomasz Lis pisze do Kosiniaka-Kamysza. List jest pełen nacisków
Redaktor naczelny tygodnika "Newsweek" apeluje do lidera Polskiego Stronnictwa Ludowego o porozumienie z Platformą Obywatelską i wspólny start w jesiennych wyborach parlamentarnych.
"Szanowny Panie Prezesie. Jest Pan człowiekiem wykształconym, inteligentnym i odpowiedzialnym. W każdym razie Pana kilkuletnia działalność publiczna zdaje się na to wskazywać. No i jest Pan z wykształcenia lekarzem. A to oznacza, jak rozumiem, wierność przyrzeczeniu, że najważniejsze jest to, by nie szkodzić" – rozpoczyna swój list Lis.
"Mam wrażenie, że sprzeniewierza się Pan temu, narażając na szwank wartość, która powinna być dla nas wszystkich najważniejsza - przyszłość Polski. Żadne różnice programowe, bo są minimalne, nie uzasadniają samodzielnego startu PSL-u w wyborach. Pan nie jest przecież hazardzistą" – pisze do Kosiniaka-Kamysza dziennikarz.
Według naczelnego "Newsweeka" za trzy miesiące Polska "może na dekadę albo więcej stracić szanse na normalność, PSL wylądować poza parlamentem", a Kosiniak-Kamysz poza polityką.
"Ani stołek lidera PSL- u ani nic innego nie jest warte tego, by ryzykować los Polski. Wiem, ma Pan zawód, do którego może Pan wrócić, ale w razie przytłaczającego zwycięstwa PiS- u, Polska do stanu normalnej demokracji może wracać bardzo, bardzo długo. Naprawdę, nie warto ryzykować" – przekonuje.
Lis uważa, że jeszcze nie jest za późno, by się dogadać, bo miejsce PSL jest po stronie zjednoczonej opozycji. Wytyka przy tym Kosiniakowi-Kamyszowi, że sam to hasło wielokrotnie powtarzał.
"«Tym, którzy żywią i bronią, chłopom polskim, szczęść Boże». Obronić ją możecie tylko razem z innymi. Tylko razem z innymi" – kończy swój list dziennikarz.